Kapy - moja miłość i moje przekleństwo. Z jednej strony kocham je robić, bo każda jest zupełnie inna i wyjątkowa, z drugiej to ogrom pracy - i zawsze w trakcie mam ochotę to zostawić i obiecuję sobie, że to będzie ostatni raz. Tym razem wszystko się zdublowało i miłość i nienawiść, bo kapy były dwie, ale wszystko po kolei.
Zostałam poproszona o zrobienie dwóch kap, dla pewnych dziewczynek - siostrzyczek - kapy miały przykrywać ich łóżeczka. I każda miała być wyjątkowa, a z drugiej strony, miały do siebie pasować, bo będą w dziewczynek wspólnym pokoju. Kolory zostały wybrane - jeden żółty, drugi - fioletowy. I do dzieła.
Mogłabym napisać i powstały kapy. Koniec. Kropka.
Ale to trwało i trwało. Najpierw musiał się narodzić pomysł - który kiełkował w mojej głowie - pomyślałam, że lubiłam liskową kapę mojego Synka (możecie o niej przeczytać tutaj), więc chciałam wykorzystać pomysł, że na środku jest jedno duże namalowane zwierzątko, a dookoła różne materiały. Żeby nie było ich za dużo, pomysł był taki, że będą gładkie (fioletowy i żółty), a pomiędzy nimi, w szachownicę, po dwa różne materiały.
Po dłuższej debacie - zostały wybrane takie wersje kolorystyczne.
I zaczęło się najpierw cięcie elementów, podklejanie na fizelinę i zszywanie ich w większe całości. Nigdy nie mam za dużo zdjęć z tego etapu, bo często wątpię, że w ogóle on się kiedyś skończy ;)
Ale najgorsze było dopiero przede mną. Namalowanie zwierzątek na środku okazało się zajęciem co najmniej trudnym. Zwierzątka wybrałam dwa - reniferka i króliczka (po konsultacjach z Mamą moich siostrzyczek) - ale reniferek mnie pokonał, powstały 3 wersje, zanim ostatecznie powstał ten, który miał być... To był długi etap - z króliczkiem już poszło zdecydowanie łatwiej.
A który z nich to Wasz faworyt? Bo ja chyba jednak wolę reniferka, może dlatego, że kosztował mnie tyle pracy, to zmusiłam się, żebyśmy się polubili.
I na koniec jeszcze kilka razy zmieniłam koncepcję ustawienia materiałów wokół zwierzątek.
Najpierw miało być tak:
Ostatecznie wyszło tak:
A jak kapy wyglądały w całości - o tym już w piątek w następnym poście :)
Zapraszam
ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz